Na miejsce przybył znany badacz anomalii wszelakich Erich von Danke. Litery na murze były już nieco zatarte, ale był na taką ewentualność przygotowany. Przybył z całym specjalistycznym wyposażeniem: alkopolimetrem mierzącym, uberszlosogramem, polihydromonopolowykrywaczem i dwoma najętymi osiłkami z kilofami. Zbliżył się do ściany, spojrzał na nią groźnie, wyciągnął spod fraka menażkę, wypił duży łyk, po czym ją schował, wyjmując z kolei niewielki wisior i kołysząc nim przez chwilę przed ścianą. Następnie przytknął do niej alkopolimetr, który natychmiast wskazał wartość sześciu polihydromonopoli. Schował urządzenie i przytknął bliżej leżący na ziemi polihydromonopolowykrywacz, który to następnie odwrócił ku ziemi. Maszyneria zaczęła wydawać z siebie miarowe pikanie. W odpowiedzi na to von Danke wyciągnął zza pasa uberszlosogram, który to zaczął wydawać z siebie miarowe plumknięcia. Ekspert podążył z nim do znacząco oddalonego fragmentu chodnika. Następnie nakazał najemnym zacząć uderzać w owo miejsce kilofami. Po jakimś czasie (odmierzanym przez znawcę kolejnymi łykami trunku) odsłonili zakopany w owym miejscu obiekt, który von Danke określił jako podróżny barek. Po chwili jednak z wspomnianego miejsca dobyło się syczenie, a zarówno badacz, jak i jego słusznej postury przyboczni zakrzyknęli zgodnie: - W tym jest gaz! W tym barku, w tym barku jest gaz! -
Chwilę potem nastąpił niewielki wybuch, który zdołał wyrzucić w powietrze pokaźne ilości bruku. Z unoszącego się w powietrzu pyłu wyłonił się pokaźnie umorysany Erich von Danke, który z niewiadomego powodu stwierdził: - Jest to niewątpliwie objaw dywersji pochodzącej od żaboidów! Należy podjąć zdecydowane działania! -
Po wygłoszeniu tegoż oświadczenia oddalił się w nieznanym kierunku, a za nim jego dwaj korpulentni pomocnicy, z czego jeden z kostki brukową na głowie.