Umelski Ulen, 7.10.2022
Przyszedł czas na pierwsze obejście.
- Pójdę sam - stwierdził stanowczo, gdy dwójka z towarzyszących mu osób już zakładała płaszcze. Popatrzyli się na siebie z wielkim zdziwieniem, jednak nie skomentowali tego, a jedynie posłusznie dostosowali się do jego wyboru.
Brudne uliczki, którymi ciągle płynęły jakieś ścieki, zdecydowanie przypominały rynsztok. Ludzie nie przechadzali się tymi ulicami. Gdy tylko ktoś musiał się tam pojawić, albo przemieszczał się szybkim krokiem przy ścianach zabudowań, albo zmuszali się do biegu, zakrywając twarz rękoma. On natomiast szedł pewnie i widział gapiów w oknach, którzy patrzyli się na niego. Jedni pewnie uważali go za wariata, inni bali się o jego życie. W końcu, na jednym ze skwerów zauważył małą dziewczynkę, która wodziła patykiem po kawałku ziemi. Normalnie, widok ten nie byłby dla niego zaskakujący, jednak tutaj wyglądało to zupełnie inaczej. Wyczuł już klimat tego miejsca, dlatego podszedł do niej.
- Nie powinnaś tu być sama - powiedział stając tuż obok niej, jednak ona nie zareagowała. Machała swoim patykiem niewyraźne wzory. Kucnął więc obok niej i chwycił za ramię.
- Halo!? Słyszysz mnie... gdzie są Twoi rodzice? - zapytał, a ona odwróciła się wbijając w niego wściekłe spojrzenie i szczerząc agresywnie zęby. Powstał szybko i cofnął o krok. Nagle niemal zewsząd zbiegło się pełno wychudzonych psów, które murem stanęły przed dziewczynką i zaczęły ostro oszczekiwać Joachima, zmuszając go do jeszcze kolejnych kroków w tył.
- Lepiej stąd odejść - szepnął mu głos z jednego z okien. Nie miał nawet pojęcia, z którego miejsca dokładnie te słowa padły. Psy nadal zajadały, a dziewczynka stanęła z nimi nadal pokazując swoje kły. Później odwróciła się i gwizdnęła niewyobrażalnie głośno. Psy podążyły za jej krokami, a chwilę później zniknęli za rogiem...
- Życie mu niemiłe? - było słychać głosy z okien - Powinien wylądować na wyspie, skoro chce z nią zadzierać.