Umelski Ulen, 6.10.2022
- A więc to jest moje biuro? - zapytał stając na wprost wysokiego budynku, którego szara elewacja wprowadzała go w grobowy nastrój. Ciężki stalowe drzwi zaskrzypiały głośno, gdy ujawniły przed nim wnętrze. Stukot jego butów niósł się po długim korytarzu, a migoczące świetlówki syczały złowrogo.
- Proszę pomóż mi, porwali mi dziecko - zawołała kobieta, która nagle pojawiła się w drzwiach, od strony ulicy.
- Odejdź stąd, czym prędzej - odepchnął ją jeden z ludzi, którzy wprowadzili Joachima do budynku.
Drewniane biurko pośrodku wielkiego pokoju było jednym meblem. Na nim stała lampa, która doświetlała jego miejsce pracy.
- Drzwi żeliwne, nie da się ich przebić. Tutaj nie ma okien. Będzie Pan tutaj pracować, a my będziemy pilnować tego budynku. Na dziedzińcu jest miejsce na zaczerpnięcie... - chrząknął - świeżego powietrza. Po skończonej pracy, odwozimy Pana do domu i jedno auto zawsze tam stacjonuje. To naprawdę nieciekawa okolica - wyrecytował, jakby miał okazję to powtarzać codziennie.
Obejrzał dokładnie przedstawione mu mapy. Teren, który otrzymał pod opiekę nie był największych rozmiarów, ale posiadał bardzo ciekawe cechy. Cargalho stał przy biurku, odruchowo szukając za sobą krzesła. Wodził palcem po mapie.
- Te dwie wyspy? Co tam znajdziemy? - zapytał podnosząc wzrok na swojego przewodnika.
- Na jednej jest wiezienie - odpowiedział wskazując palcem tę konkretną.
- A na drugiej? - dopytywał Cargalho.
- Musi się Pan przekonać na własne oczy - zakończył.