Blokada Zatoki Aleksandryjskiej
Noc nad Zatoką Aleksandryjską była spokojna, lecz załogi okrętów blokadowych czuwały w pełnej gotowości. OCND „Piotr Romanow”, potężny lotniskowiec, stanowił serce operacji, otoczony przez niszczyciele i fregaty patrolujące wyznaczoną strefę.
Na mostku Komonder Ulfran noin Vitteuri (Wolfram von Witteur) stał nieruchomo, wpatrując się w cyfrową mapę wyświetlającą pozycje jednostek. Każdy ruch, każda niewielka zmiana w schemacie żeglugi była natychmiast rejestrowana i analizowana przez jego oficerów.
— Raport z patroli? – zapytał spokojnym, głębokim głosem.
— Brak kontaktów z większymi jednostkami, ale wykryliśmy niewielkie łodzie zbliżające się od południa. Nie odpowiadają na wezwania radiowe.
Komonder skinął głową. To mogła być zwykła aktywność cywilna – albo próba rozpoznania słabych punktów blokady.
— Przekazać niszczycielowi „Nonsong” – przechwycić i przeprowadzić inspekcję. Lotnictwo gotowe do startu w razie konieczności.
Okręt przechwytujący zmienił kurs, powoli kierując się ku wykrytym jednostkom. Reszta floty kontynuowała blokadę – zatoka pozostawała szczelnie zamknięta.
Na ekranach radarów pulsowały znaczniki patrolujących maszyn. Myśliwce J-50C wykonywały szerokie kręgi nad akwenem, gotowe do interwencji. Zespół rozpoznania elektronicznego monitorował sygnały radiowe, wychwytując każdą podejrzaną transmisję.
Czas mijał, a blokada trwała. Nic nie umknęło czujnym obserwatorom – każdy statek, każdy ruch na wodach zatoki był pod ścisłą kontrolą. Zatoka Aleksandryjska była zamknięta. I pozostanie zamknięta, dopóki trwa rozkaz.