Freut Umel, 11.11.2022
Obowiązki Freutreggera przeplatał z wieloma innymi zajęciami, które wykonywał nie tylko na ziemiach Muratyki. Ludzie, którzy zostali mu przydzieleni do pomocy w zarządzaniu, byli zakorzenieni w tym rejonie, a miasto znali jak własną kieszeń. Tym bardziej zastanawiająca była zmowa milczenia na temat dziwnych wydarzeń mających miejsce w okolicy.
Ludzie byli tutaj przygnębieni i zastraszeni, a pojawienie się obcego przybysza prowadziło do natychmiastowych ucieczek i zamykania się w swoich domach. Ludzie nie rozmawiali tutaj na ulicach, nie przesiadywali w kawiarniach i wydawać by się mogło, że zupełnie zapomnieli czym jest życie towarzyskie. Kto przebywał dłużej na zewnątrz, uważany był za dziwaka, albo... sprawcę tych wydarzeń.
Spokój i atmosfera jakie zapanowały na zewnątrz, po wydarzeniach minionego miesiąca, były relaksującą odskocznią od napiętych dni, kiedy to Joachim obejmował urząd. Dotąd ulice, po których przetaczały się wyłącznie zadrukowane kartki gazet, które zostały porwane przez wiatr, zaczęły zauważać życie. Ludzie przemieszczali się w nieco wolniejszym tempie, choć nadal nie mogli wyzbyć się przyzwyczajeń krycia się za obszernymi kołnierzami swoich prochowców.
Wszedł do biura, w którym nadal siedzieli ci sami mężczyźni, którzy przyjęli go miesiąc wcześniej. Brak okien w głównym pomieszczeniu powodował kotłowanie się dymu, który raz za razem gęstniał, podczas wypalania kolejnego papierosa.
- Czy coś się wydarzyło podczas mojej nieobecności? - zapytał nie udając zdziwienia. Choć nie wiedział o Freutcie zbyt wiele, odmiana ta była dla niego wielkim zaskoczeniem.
Mężczyźni odpowiedzieli mu, że problem sam się rozwiązał zaraz po tym, jak oskarżone kobiety zostały przekazane w odpowiednie miejsce.
- Czyli jednak były winne? - dopytywał.
- Chciałbym z nimi porozmawiać. W końcu będę mógł zobaczyć to więzienie - stwierdził.
Przewodnicy jednak zdecydowanie zostali wprowadzeni w zakłopotanie.
- Obawiam się, że nie będzie to możliwe... - powiedział jeden z nich.
Joachim poczuł wyraźną irytację kolejnym problemem, zapytał jednak spokojnie - Dlaczego?
- Bo wezwał je Markus... - skwitowali.