Obawiam się sytuacji, kiedy ktoś dostanie same +1 od wyborców, a będzie miał takie same wpływy jak poseł, który ledwo dostał się do Parlamentu. Ale jeśli mamy zdecydowany sprzeciw, to chyba trzeba ustąpić i zrezygnować z sił głosu.
Może zamiast tego ordynacja proporcjonalna metodą Hare'a-Niemeyera? Do wyborów zgłaszamy listy po maks. 10 osób. Procent uzyskanego poparcia dyktuje, ile % wszystkich mandatów w Parlamencie dostaje lista. Tyle mandatów ile dostanie lista, tyle osób z tej listy zostaje posłami. Jeśli jakimś cudem lista dostanie więcej mandatów niż ma kandydatów, to będzie mogła przekazać resztki innemu komitetowi.
Ten sposób z -1, 0 i +1 też można tutaj zaimplementować. Kolejność kandydatów na danej liście można uzależniać od wyniku uzyskanego z głosowania preferencyjnego. Najpierw mandaty dostają pierwsi na liście, z największą preferencją wyborców, a na końcu najmniej preferowani kandydaci.