Rozdział V
Mknęli autostradą już dobre pół godziny. Czarne samochody dawno zniknęły, a oni nie widzieli jeszcze nic nowego. Od Sarmowa dzieliły ich jeszcze około dwóch godzin jazdy. Mijali oni co jakiś czas poboczne drogi gruntowe prowadzące do pobliskich wsi, lecz wyglądały na nieużywane. W pewnym momencie zauważyli jeden zjazd, różniący się od pozostałych. Był on lekko żwirowy oraz posiadał lekkie koleiny, wyglądające na świeże. Były one głębokie, co wskazywało na ciężki pojazd przejeżdżający przez nie. Iwan krzyknął szybko do komendanta i kierowcy, wpadając na pomysł, że mogli tu zjechać. Skręciła więc tam część radiowozów, a reszta pojechała dalej, w celu dalszych poszukiwań. Radiowozy ciężko brnęły przez koleiny i mnogie kałuże. Pasażerowie podskakiwali na każdej dziurze, co nie pomagało w akcji. Jechali 15 minut po gruntowo-żwirowej drodze, a w końcu zauważyli w oddali, na pagórku, jakieś budynki. Powoli do nich podjeżdżali i coraz wyraźniej widzieli, czym są te budynki. Były to trzy małe drewniane domki, jeden duży ceglano-drewniany budynek oraz jeden nietypowy budynek. Był to drewniany, z miedzianą kopułą kościół. Komendant na widok tych budynków zrobił się lekko czerwony ze złości. Osada ta musiała być albo świeża, albo nielegalnie ukrywana. Budynki wyglądały na nowe, lecz mogły być jedynie wyremontowane. Komendant wysłał jeden radiowóz, aby wezwał wsparcie. Tymczasem pozostałe podjechały pod osadę. Nie widzieli żadnego żywego ducha. Wyglądała na opuszczoną, lecz komendant nie był tego taki pewien. Zaparkowali lekko oddaleni, blokując drogę na wypadek czyjejś ucieczki. Siedmiu milicjantów, wliczając komendanta, ruszyło w kierunku osady. Iwan szedł za nimi. Czuł się dziwnie. Sądził, że nie powinien tu być. Odczuwał, że lekko go to przerasta i, że może to być dla niego niebezpieczne. Szedł jednak za nimi, wiedząc, że leży w jego obowiązku dowiedzieć się prawdy. Podeszli oni do najbliższego domku. Zajrzeli przez okno, lecz w środku nic specjalnego nie zobaczyli. Była tam zwykła kuchnia jak na wiejskie realia. Podeszli do drzwi, milicjant nacisnął klamkę, a drzwi otworzyły się. Wszyscy zdziwili się, że drzwi były otwarte. Dwóch milicjantów zostało przy drzwiach, a reszta wraz z Iwanem weszła do środka. Był to zwykły pokój, z przejściem do kuchni. Były tam jednak dziwne drzwi. Były to drzwi zewnętrzne, a prowadziły do innego pokoju. Drzwi były jednak zamknięte, więc jeden milicjant wyważył je. W pomieszczeniu nikogo nie było, lecz wszyscy zauważyli, że nie było to zwykle pomieszczenie. Nie miało ono okien, a na każdej szafce stały świece. Na środku pokoju stało pełno krzeseł ustawionych w okrąg. Wszystkie skierowane były do środka. Iwan wyszedł z komendantem z budynku, a milicjanci zabezpieczyli obiekt. Wszyscy podeszli do drugiego domku, lecz kiedy byli blisko zauważyli, że coś wystaje zza domu. Jeden milicjant podszedł do rogu i zobaczył tam ciężarówkę. Wszyscy szybko podbiegli do niej, a ze środka wyskoczyło nagle trzech mężczyzn ubranych w ciemne stroje.
- To oni! - krzyknął nagle Iwan.
W jednym momencie podskoczyło do nich 6 milicjantów, a komendant skierował w ich kierunku swoją broń. Bandyci chcieli uciekać, lecz milicjanci szybko ich okrążyli i aresztowali. Zamknęli ich w radiowozach, a komendant zdecydował, aby szybko przejrzeć pozostałe budynki. W drugiej chacie nie było nic dziwnego, w porównaniu do pierwszego domu. Była to najzwyklejszy domek, lecz milicja chciała później pewniej sprawdzić tę konstrukcję. Został jeszcze kościół, do którego zaczęli się kierować. Chwilę przed tym, jak mieli dojść do drzwi, nieznajoma osoba otworzyła drzwi i zaczęła uciekać. Jeden milicjant zaczął za nią biec, a komendant zmuszony był znów wyciągnąć broń. Krzyknął on, aby się zatrzymała, a gdy nie posłuchała się jego rozkazu, oddał ostrzegawczy strzał pod nogi uciekającego. Osoba ta w przerażeniu padła na ziemię. Milicja aresztowała ją, lecz przed tym wypytała, czy jest tu ktoś jeszcze. Według jej słów była tu tylko ona i trzy zamaskowane osoby z ciężarówki. Milicja wbiegła, wyważając drzwi, do kościoła. Ze środka wylatywać zaczęły opary kadzideł i dymu ze świec. Po chwili, gdy cały dym zaczął zanikać, ujrzeć się dało na samym końcu budynku wielki pozłacany ołtarz. Przed nim ustawione było kilka rzędów ławek, lecz nie było tam żywego ducha. Komendant po chwili podszedł do Iwana i zaczął rozmowę.
- Towarzyszu, dobrze, że zwróciliście uwagę na ten zjazd. Gdyby nie Towarzysz, to moglibyśmy ich nie znaleźć. Jak na razie sprawa jest zakończona. Może Towarzysz wracać do domu - powiedział do Iwana komendant.
- Z chęcią mógłbym wrócić do domu, aby odpocząć. Problemem jest dla mnie tylko niepewność do ostatniej z osób obrabiających sklep, której tu nie znaleźliśmy - odparł niepewnie Iwan.
- To nie wszyscy? - odparł zdziwiony komendant - A ten czwarty z kościoła to nie ten?
- Nie, nigdy go nie widziałem, a twarz tamtego ze sklepu pamiętam dobrze - odpowiedział zdziwiony Iwan.
- To sprawa jeszcze musi trwać. Musimy go schwytać i zneutralizować całą tę bandę - nerwowo dodał komendant - jeżeli Towarzysz jest jeszcze chętny, to możecie nam jeszcze pomoc.
- Zawsze, kiedy mogę zrobić coś dla kraju, jestem chętny - zakończył radośnie Iwan.
Komendant wskazał, aby poszli do radiowozów. Po wejściu do pojazdu, a komendant stwierdził, że może było więcej aut. Po chwili jeden z milicjantów zawołał komendanta, twierdząc, iż za kościołem są ślady po innym samochodzie. Komendant był pewien, iż ostatni poszukiwany pojechał do Sarmowa, zapewne by uciec z kraju przez morze. Nie mieli czasu do stracenia, wszyscy wrócili do aut i ruszyli w kierunku autostrady. Będąc już przy autostradzie, komendant z Iwanem zdziwili się, widząc te same czarne samochody co wcześniej. Tym razem jednak skręciły one w kierunku osady, z której wyjeżdżała milicja. Iwan nie zobaczył, kto prowadzi te auta, ani kto w nich siedzi, z powodu przyciemnionych szyb. Zaczynał czuć niepewność i lekki strach odnośnie tych samochodów. Zapytał się komendanta, co to za auta, lecz ten jedynie spojrzał na niego, nie mówiąc nic. Na autostradzie radiowozy rozdzieliły się. Dwa pojechały w kierunku Nowańska, odstawić tam aresztowanych, a reszta kierowała się do Sarmowa. Jedynego prawdopodobnego miejsca pobytu ostatniego z poszukiwanych.